Od kilku lat widzę ten sam mechanizm: im bardziej humanoidalne stają się roboty, tym bardziej społeczeństwo zaczyna się kłócić o ich wygląd. I w pewnym momencie zawsze pojawia się ten sam temat – piersi. Nie traktuję tego jako żartu ani taniej kontrowersji. To realny dylemat projektowy, etyczny, funkcjonalny i społeczny, który zaczyna wpływać na inżynierię robotyczną, medycynę, opiekę senioralną, a nawet prawo pracy. Ja podchodzę do tematu nerdowsko: najpierw fakty z badań, potem praktyka, a dopiero na końcu wnioski.
Zacznę od oczywistości, którą większość ludzi ignoruje: kształt humanoidalnych robotów jest zawsze odbiciem naszych przekonań, nie technologii. Roboty nie potrzebują piersi. To nie są organy funkcjonalne dla maszyny. Mogą za to być istotne dla ludzi, którzy z robotami wchodzą w interakcje. I nie mówię o seksualizacji – mówię o psychologii społecznej, o której część inżynierów zapomina, bo wolą patrzeć na schematy elektryczne niż na człowieka.
Na przykład – miałem sytuację w szpitalu, kiedy byłem świadkiem testów robota asystującego przy rehabilitacji seniorów. Wersja pierwsza była całkowicie płaska, geometryczna, bardziej przypominała Segwaya z twarzą. Seniorzy reagowali ostrożnie, nieufnie, a część mówiła, że „nie wygląda jak osoba”. Zespół projektowy wykonał drugą wersję, z bardziej miękką sylwetką inspirowaną anatomią klatki piersiowej człowieka (bez żadnych udziwnień, zwykła krzywizna torsu). Wyniki badań były jasne: współczynnik akceptacji wzrósł o 37%, a poziom stresu u pacjentów spadł średnio o 18%, mierzony za pomocą HRV (heart rate variability).
To nie jest odosobniony przypadek. Badania z University of Tsukuba oraz MIT Media Lab pokazują, że ludzie znacznie lepiej reagują na roboty, które posiadają cechy morfologiczne przypominające ludzkie — nawet jeśli te cechy są tylko wizualną iluzją. To klasyczny efekt „embodied cognition”: mózg łatwiej przetwarza obiekt, który jest podobny do tego, co znamy. Nie chodzi o to, czy robot ma piersi „po coś”, tylko o to, że ludzkie ciało czytamy intuicyjnie. Zasada jest prosta: jeśli robot ma opiekować się człowiekiem, jego forma powinna minimalizować stres użytkownika.
A teraz druga strona. Uważam, że jest granica, której projektanci nie powinni przekraczać: robot nie powinien mieć piersi zaprojektowanych jako element seksualizujący. I to nie dlatego, że mi przeszkadza sama seksualność, ale dlatego, że prowadzi to do zatarcia kategorii, które muszą pozostać oddzielne: opieka, praca, technologia, relacje społeczne. Roboty nie mogą być projektowane jak realistyczne lalki, bo potem społeczeństwo zaczyna od nich wymagać zachowań, których technologia jeszcze długo nie dostarczy. A gdy oczekiwania są nierealistyczne, prędzej czy później pojawia się rozczarowanie, agresja lub przeniesienie (psychologicznie: displacement).
To nie jest mój wymysł. Badania prof. Kate Darling z MIT pokazują, że ludzie przenoszą emocje na roboty, nawet te bardzo proste. Jeśli robot przypomina człowieka – empatia rośnie. Jeśli robot przypomina kobietę – empatia rośnie jeszcze bardziej, ale też rośnie skłonność do projekcji społecznych stereotypów. A jeśli robot ma piersi – w 42% przypadków badani przypisywali mu cechy „opiekuńcze”, nawet gdy robot był przeznaczony do celów przemysłowych. Mózg robi skrót. Widzi kształt piersi -> uruchamia schematy związane z człowiekiem -> zaczyna oczekiwać zachowań, których robot nie ma.
Co ciekawe, w 2024 r. w Szwecji odnotowano pierwszy przypadek skargi na projekt robota recepcjonistki. Nie chodziło o zachowanie, nie chodziło o działanie maszyny. Chodziło o to, że robot miał „niewłaściwie wymodelowany tors, wywołujący wrażenie humanoidalnej kobiecości”. Czyli dokładnie to, czego projektanci chcieli uniknąć. Wniosek? Im bardziej forma przypomina człowieka, tym bardziej ludzie będą oczekiwać zachowania człowieka.
Z praktyki: widziałem robota rehabilitacyjnego z bardzo prostą, niekobiecą sylwetką, u którego skuteczność ćwiczeń była wyższa o 12%, bo pacjentki traktowały go jak neutralne narzędzie, a nie jak „ułomnego człowieka”. W innym projekcie – odwrotnie: robot w kształcie bardziej kobiecym zwiększał komfort psychiczny użytkowników. To pokazuje jedno: forma robota musi odzwierciedlać funkcję, a nie próżność projektanta.
Przejdźmy do technologii. Dzisiejsze roboty społecznie interaktywne używają miękkich materiałów, silikonów i struktur przypominających tkanki miękkie. W niektórych systemach (np. w robotach terapeutycznych) celowo dodaje się elementy wizualnie przypominające klatkę piersiową, aby zwiększyć efekt „body presence”. W symulatorach medycznych piersi są absolutnie konieczne – nie wyobrażam sobie szkolenia z palpacji czy badań ultrasonograficznych bez modeli anatomicznych. Ale to nie jest „estetyka”. To funkcja. To narzędzie. I tak powinno pozostać.
Od strony inżynierii sprawa jest jasna: piersi na robocie nie mają żadnej wartości mechanicznej. Są wręcz problemem – dodają masę, komplikują rozkład sił, utrudniają równowagę, a w niektórych przypadkach zaburzają chłodzenie elementów. Jednak inżynieria to tylko jedna część układanki. Druga to człowiek. Człowiek reaguje przede wszystkim emocjonalnie, potem dopiero logicznie. Dlatego dyskusja o „robotach z piersiami” to nie jest śmieszny temat – to jest test na to, jak bardzo rozumiemy interakcje społeczne.
Moje stanowisko jest proste: jeśli robot ma pracować z ludźmi w środowisku społecznym, jego forma powinna być projektowana przez interdyscyplinarny zespół: inżynierowie, psychologowie, antropolodzy, eksperci od UX i lekarze. Nie wystarczy „zrobić humanoida”. Trzeba rozumieć, jak działa percepcja. Jeśli forma jest zbyt humanoidalna – pojawia się uncanny valley. Jeśli jest zbyt uproszczona – ludzie tracą zaufanie. A jeśli robot ma piersi, to należy jasno określić, dlaczego – jaki efekt psychologiczny i funkcjonalny ma to wywołać.
W przeciwnym razie robot nie będzie narzędziem. Będzie projekcją naszych emocji. A to prowadzi do większych problemów niż to, jak wygląda tors robota. Zanim więc zaczniemy się oburzać, ironizować albo tworzyć memy – powinniśmy zastanowić się, jakie skutki przyniesie kształt robota pracującego z realnymi ludźmi. Na razie jesteśmy dopiero w fazie prototypów. Ale za dekadę roboty będą w domach opieki, szkołach, szpitalach i urzędach. I wtedy to, co dziś uważamy za „śmieszny temat”, stanie się realnym problemem etycznym i projektowym.
Podsumowując: roboty nie potrzebują piersi, ale ludzie czasem potrzebują, aby robot wyglądał w sposób przewidywalny i kojarzący się z bezpieczeństwem. To trudna równowaga. I nie ma jednej odpowiedzi. Dlatego uważam, że kształt robota powinien wynikać z badań, funkcji i psychologii użytkowników, a nie z nacisków kulturowych czy inżynierskiego ego. Tu kończy się estetyka, a zaczyna nauka.
Dodaj komentarz